Mierzenie soli w szkolnym cateringu

W Sejmie trwają prace nad nowelizacją ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Choć projektowi przyświeca szczytny cel, to pojawiają się pytania co do środków jego osiągnięcia.

Inicjatywa i treść

Propozycję nowelizacji przedstawił klub PSL, uzasadniając go przeciwdziałaniem złym nawykom żywieniowym dzieci i młodzieży oraz dążeniem do usunięcia ze szkół niezdrowej żywności. Ustawa dotknie podmioty sprzedające lub podające (np. na stołówkach szkolnych) środki żywieniowe w przedszkolach i innych placówkach wychowania przedszkolnego, szkołach (z wyjątkiem szkół dla dorosłych), placówkach oświatowo-wychowawczych (np. szkolnych schroniskach młodzieżowych), młodzieżowych ośrodkach wychowawczych, socjoterapii, specjalnych ośrodkach szkolno-wychowawczych, specjalnych ośrodkach wychowawczych dla dzieci i młodzieży wymagających stosowania specjalnej organizacji nauki, bursach i internatach.

W toku prac połączonych komisji sejmowych wprowadzono zmianę do pierwotnego projektu, wskutek której ustawa zawierałaby jedynie upoważnienie do wydania rozporządzenia przez ministra właściwego do spraw zdrowia. W sposób techniczny określałoby ono żywność dopuszczoną do sprzedaży, podawania i reklamowania przez wskazane podmioty. Minister tworząc listę grup środków spożywczych uwzględni normy żywienia dzieci i młodzieży oraz wartości odżywcze i zdrowotne środków spożywczych.

Ustawa zobowiązuje wskazane podmioty do sprzedaży, podawania lub reklamowania wyłącznie tej żywności, która zostanie dopuszczona w rozporządzeniu. Kto wbrew przepisom będzie prowadzić sprzedaż, podawać lub reklamować żywność nienależącą do grup środków spożywczych lub niespełniającą wymagań wskazanych w rozporządzeniu – ryzykuje karę pieniężną od 1.000 do 5.000 złotych oraz uprawni dyrektora placówki do natychmiastowego rozwiązania umowy bez prawa do odszkodowania. Do przeprowadzania kontroli i nakładania kar pieniężnych jest Państwowa Inspekcja Sanitarna.

Ma być dobrze…

Projektowi przygląda się nie tylko branża żywieniowa. Pierwotny projekt zgodnie z przepisami Unii Europejskiej został przedstawiony Komisji Europejskiej i innym państwom członkowskim, by mogły przedstawić swoje uwagi co do zagrożenia regulacji dla wspólnego rynku. Uwagi obok Komisji zgłosiło sześć państw, dodatkowo Słowacja, Włochy i Wielka Brytania przedstawiły szczegółowe opinie na temat projektu. Podobnym konsultacjom będzie ponownie poddany projekt rozporządzenia Ministra Zdrowia.

Do jego wydania ciężko przesądzić, jak dużą ingerencją w działalność branży będzie nowa regulacja. Pozostaje wierzyć, że przy właściwej konstrukcji przepisów nie będą konieczne szczegółowe konsultacje z dietetykami, a wystarczać będzie samodzielna analiza składników i tabel wartości odżywczych w ofercie przedsiębiorców. Jednak odpowiedzialność za to, czy środki spożywcze będą odpowiadać kryteriom prawnym poniesie zawsze sprzedawca lub podmiot świadczący usługi cateringowe. Dopóki przedsiębiorca prowadzący sklepik lub catering nie będzie łamać przepisów noweli, nic nie wskazuje na to, by zmiana przepisów zmuszała dyrektorów do organizacji nowych przetargów.

Wątpliwości budzi upoważnienie dyrektorów by wraz z radą rodziców (jeśli taka funkcjonuje) mogli w oparciu o rozporządzenie ustalać „szczegółową listę produktów dopuszczonych do sprzedaży lub podawania do spożycia”, której naruszenie również uprawnia dyrektora do natychmiastowego rozwiązania umowy. O ile uprawnienie szkół do tworzenia list podręczników było uzasadnione celami oświatowymi, to lista „dopuszczalnej żywności” przy planowanym rozporządzeniu wydaje się nadmierną ingerencję w swobodę przedsiębiorców. Ponadto ustawa nie wskazuje jak mają być konstruowane takie listy oraz jak często mogą być zmieniane, co otwiera pole do nadużyć.

Pomimo słusznego celu regulacji (wyrabianie zdrowych nawyków żywieniowych w młodym pokoleniu) zmiana wydaje się zbyt wąska dla jego osiągnięcia. Nic nie przeszkodzi dzieciom w przynoszeniu niezdrowej żywności z domu oraz jej kupowaniu poza terenem szkoły lub placówki oświatowej w tych przypadkach, gdzie dopuszcza się wyjścia podopiecznych. Szkoda by jedynym jej skutkiem byli szkolni sklepikarze i kucharze w stresie wczytani w tabelki wartości odżywczych i po aptekarsku mierzący ilość soli w purée.