Inwestycje na rynkach wschodnich

Rozmowa z mec. Jarosławem Chałasem, Partnerem Zarządzającym Chałas i Wspólnicy Kancelaria Prawna

 

Jak pan ocenia zdolność polskich firm do zdobywania rynków położonych na wschód od naszego kraju? Jarosław Chałas, partner zarządzający Chałas i Wspólnicy Kancelaria Prawna: – Zdolność ta jest bardzo duża, co postrzegam też jako szansę na obudzenie się polskiego biznesu po to, by się tam znaleźć. Mamy oczywiście firmy, które od dawna już tam funkcjonują, np. Cersanit czy Barlinek. Wiele jednak polskich przedsiębiorstw przez ostatnie lata cały swój impet kierowało w stronę zachodnią, podczas gdy Zachód w tym samym czasie budował już sobie przyczółki właśnie w krajach Wschodu, poczynając od Rosji i Ukrainy, przez Kazachstan, a na Chinach kończąc, nie zapominając też o Turcji, która może nie jest tak bardzo na Wschodzie, ale jest ważnym z nim łącznikiem.

Czy polskie firmy mają strategie obecności na wschodnich rynkach?

– Są takie, które rzeczywiście je mają. Wiąże się to nie tylko z handlem, ale także z inwestycjami na tych rynkach. Nie sprawdza się już strategia obecności tam w roli pośrednika między Wschodem a Zachodem. Pierwsza fala polskich biznesmenów, którzy tam trafili, nastawiła się na takie właśnie pośredniczenie. Szybki biznes, bez inwestycji, małym kosztem. Ten czas już minął. Gorzej, że tacy właśnie przedsiębiorcy, nie tylko są dziś niezadowoleni, ale także robią złą opinię, że nie da się tam robić interesów. W wyobrażeniach ciągle jeszcze pokutuje model takiego taniego wejścia na wschodnie rynki. To już passe. Jeśli chce się robić poważne interesy, trzeba samemu być poważnym partnerem.

Jakie najpoważniejsze problemy prawne mają polskie firmy na Wschodzie?

– Najwięcej jest takich, które są generowane przez same firmy, Nasi przedsiębiorcy, którzy pomyślnie przeszli test lat 90., mają dziś dużą wiedzę biznesową i prawną. Często jednak niepotrzebnie wchodzą na cudze rynki z poczuciem swojej dużej wyższości. Czasem są to drobne złośliwości, a czasem większe nietakty, co buduje bariery, trudne później do przełamania. Nie można np. w muzułmańskim kraju rozpoczynać otwarcia fabryki od mszy świętej, bo okoliczna ludność będzie zbulwersowana.

Były takie przypadki?!

– Były. Widać w tym zupełnie niezrozumienie miejscowej kultury, zwyczajów, a one w tych kręgach są bardzo ważne. Druga kategoria problemów też leży po naszej stronie. Nasi przedsiębiorcy niekiedy padają ofiarami biznesowej kalki pojęciowej. Przedsiębiorca mówi, że zna świetnie zasady funkcjonowania spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w Polsce. Te same nazwy nie znaczą tego samego. Prawo na wschodzie cywilizuje się. Ukraina wprowadziła np. nową ustawę o spółkach akcyjnych. W spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością zmian jeszcze nie ma i wiele spraw jest zupełnie inaczej uregulowanych – począwszy od odpowiedzialności udziałowca, po możliwość wyłączenia prawa głosu nawet 90-procentowego właściciela w głosowaniu w jego sprawie. Zarząd nie jest tak ważny jak dyrektor. Jest wiele niuansów, które trzeba dobrze znać. Ich niezrozumienie powoduje, że problemy są potem gigantyczne. Na rynki te lepiej wchodzić z poczuciem, że się nie wie – i obserwować. Dopiero po analizie można śmielej wkraczać na wschodnie rynki.

W trakcie naszych spotkań prawnicy i finansiści zwracali przedsiębiorcom uwagę, że niezwykle ważne jest dobre przygotowanie umów. Czy nie jest to biznesowy elementarz?

– Niestety to prawda. Błędem jest niekorzystanie z pomocy miejscowych prawników, i nie chodzi mi tu bynajmniej o promowanie mojej kancelarii. Jest wiele zagranicznych firm prawniczych, które także mają tam swoje reprezentacje i też korzystają z pomocy miejscowych prawników. Znają przepisy, znają zwyczaje. A sytuacje są często u nas niespotykane. Nasz przedsiębiorca ma np. uznanie długu. W Polsce nic więcej już nie trzeba, sąd już niczego nie rozważa. Tyle, że uznanie to pochodzi z Rosji, a tamtejszy sad arbitrażowy w ogóle nie zwraca uwagi na uznanie długu. Takich sytuacji – od drobnych po poważniejsze, wynikające z niezrozumienia zapisów prawa – jest niestety dużo.

Dla nas rynki wschodnie jawią się często jako jednorodny, nieznany obszar. Czy są wśród nich jakieś lepsze miejsca do prowadzenia biznesu przez polskich przedsiębiorców?

– Trudno jednoznacznie zdefiniować, ale niewątpliwie są miejsca lepsze i gorsze. Każdy z tych krajów ma coś ciekawego do zaoferowania i ileś problemów, które się tam pojawiają. Bardzo dobrze, wbrew pozorom i wbrew atmosferze w prasie, robi się interesy na Białorusi. Trzeba mieć świadomość problemów, z jakimi przedsiębiorca zetknie się na Ukrainie, z wiecznie niezwracanym VAT-em. Liczyć się trzeba z oczekiwaniem – nazwijmy to wprost – łapówek. Ten obszar ma po prostu taką tradycję. Trzeba mieć twardy kręgosłup, ale przedsiębiorca jest za mały, aby samemu robić rewolucję.

A Kazachstan?

– Kazachstan jest bardzo ciekawym miejscem, szalenie uporządkowanym. Trzeba mieć świadomość, że sprawy w tamtejszych urzędach toczą się długo. Samo biznesowe podejście jest jednak, jak na całym świecie, normalne. Jak jest dobry kontrakt, dobre zabezpieczenia i zdrowy rozsądek, czyli wiadomo, z kim zawieramy umowę, to nie ma rozczarowań.

Chiny? Polscy przedsiębiorcy niewiele tam eksportują i nie inwestują.

– Polscy przedsiębiorcy raczej importują z Chin, z czym też mogą być problemy, np. z niedotrzymywaniem jakości czy norm wskazanych w umowie. W Chinach niezmiernie ważne są kontakty bezpośrednie. Jeśli ich nie ma, brakuje polecenia, to jest się obcym, na którym z punktu widzenia Chińczyka powinno się zarobić, i to dobrze.

Czy polscy przedsiębiorcy mogą liczyć na Wschodzie na pomoc polskich instytucji?

– Bolesny temat. Mamy bardzo, ale to bardzo dobre wspomnienia i doświadczenia we współpracy z radcami handlowymi. Są oni nastawieni na pomoc przedsiębiorcom. I na tym koniec. Reszta to już tylko różne, czasami leżące na wysokości chmur, deklaracje. Nawet umowy o współpracy podpisywane są niechlujnie. Wystarczy porównać porozumienia z Ukrainą, jakie mają podpisane Polska i Czechy. Polscy przedsiębiorcy mogą otwierać na Ukrainie przedstawicielstwa, o ile są albo osobami fizycznymi, albo prawnymi. Czechy wiedzą, że są też spółki osobowe i osobowo-kapitałowe, Polska nie wie. Błędy takie wywołują wiele niepotrzebnych perturbacji. A poza tym, w ślad za deklaracjami, nie idzie konkretne zaangażowanie rządu w sprawy polskiego kapitału. Jak się spojrzy na amerykańską ambasadę, to się widzi, jak każdy jej przedstawiciel walczy o interesy amerykańskiego kapitału. Gdy w przetargu uczestniczy francuski kapitał, to i premier Francji przyjedzie porozmawiać z odpowiednim ministrem. W Polsce trudno na to liczyć.

Czy brakuje jakiegoś instrumentarium prawnego, ważnego dla obecności polskich przedsiębiorców na wschodnich rynkach?

– Brakuje przede wszystkim jakiegokolwiek spójnego planu zaangażowania się Polski na tych rynkach. Miotamy się od Wschodu do Zachodu i nie tylko. Prezydent deklarował współpracę z jedną stroną, a premier z drugą, co w praktyce oznaczało, że żadnej współpracy nie będzie. I nie było.

Czy są dziś szanse na poprawę atmosfery współpracy z Rosją?

– Moim zdaniem tak. Jeśli Polska nie będzie potrafiła tego wykorzystać to zaprzepaścimy dużą szansę na stworzenie normalnych relacji współpracy. Z punktu widzenia przedsiębiorcy ideologia wojenna czy rozliczeniowa bardzo przeszkadza. Jedna nieostrożna wypowiedź polityka może spowodować, że tusze świńskie nie przejadą przez granicę – a za dwa dni nie mają w ogóle po co przejeżdżać, bo są zepsute. Popatrzmy, jak to robią Niemcy, którzy historycznie też mają problematyczne stosunki ze Wschodem, a jakoś tam funkcjonują. Trzeba patrzeć w przód, szukać synergii i nie pouczać silniejszych od nas. I trzeba wielu konkretnych decyzji, poczynając od uporządkowania tego, co się dzieje w konsulatach na Wschodzie, zaczynając od Lwowa, bo to jest zła wizytówka Polski.

Co jest największym zagrożeniem, jeśli chodzi o naszą obecność na Wschodzie?

– Niejasne przepisy prawa i trochę jeszcze socjalistyczne sposoby podejmowanie decyzji w krajach położonych od nas na wschód. A jeśli chodzi o polską stronę, to jeżeli nasze władze nie są w stanie budować ciepłych relacji ze Wschodem – polscy przedsiębiorcy oczekują tylko jednego – nie przeszkadzania. Ale generalnie odczuwa się dziś o wiele lepszą atmosferę wobec nas zarówno na Ukrainie, jak i Rosji, Białorusi czy Kazachstanie. Dobry moment, by wygrać ten czas.