Spółki obywatelskiej aktywności

Mija niemal półtora roku od przyjęcia programu rządowego, który miał służyć wsparciu prywatyzacji z udziałem pracowników i jednostek samorządu terytorialnego. Pomysł – dobry. Ale skutki – mizerne.

Przygotowany przez Ministerstwo Gospodarki program w założeniach powinien ułatwić prywatyzację i restrukturyzację państwowych przedsiębiorstw przez wejście pracowników w skład udziałowców/akcjonariuszy, a także dopomóc w sanacji upadłych przedsiębiorstw.
Co mogłoby powszechniej skłaniać pracowników do wyłożenia pieniędzy i do ryzyka związanego z inwestycją finansową (nawet jeśli jest ona ograniczona do poziomu 20 proc. całej inwestycji) i ewentualnym niepowodzeniem gospodarczym spółki? Udział samorządu terytorialnego oraz objęcie beneficjentów programu gwarancjami bankowymi do 30 mln euro (maksymalnie do 80 proc. pozostającego do spłaty zobowiązania objętego poręczeniem).

Diabeł tkwi w szczegółach
Nie najgorszy pomysł ma szansę stać się jednak niewypałem. Pomijając nawet żółwi proces legislacyjny (to już prawie 1,5 roku aprobaty Rady Ministrów dla programu rządowego): ów dokument powstał o kilkanaście lat za późno.
Prywatyzacja trwa już 21 lat – i właściwie cały ten czas administracja, mimo rozmaitych ustaw, dość niechętnie traktowała udział pracowniczych spółek w prywatyzacji państwowych firm. Powód? Przekonanie, że nie dają one pewności stabilnego rozwoju (vide: rozwodniony akcjonariat, brak doświadczenia w realnym zarządzaniu przedsiębiorstwem i środków gwarantujących niezbędny poziom inwestycji). Istotny bywał też fakt, że z reguły środki, jakimi spółki pracownicze mogły zasilić Skarb Państwa, były mniejsze niż w przypadku sprzedaży firmy w drodze przetargu czy rokowań. Efekt: spółki pracownicze uczestniczyły w prywatyzacjach niezwykle rzadko.
Brak zaplecza finansowego pracowników-akcjonariuszy czy udziałowców prowokował bądź upadłość, bądź też zbycie wiodących pakietów na rzecz inwestora zewnętrznego. Mimo prawnego ograniczenia możliwości sprzedaży udziałów czy akcji spółki uczestniczącej w prywatyzacji w drodze oddania przedsiębiorstwa do odpłatnego korzystania, stosowano liczne sposoby obchodzenia barier (różnorodne umowy cywilnoprawne). I ostatecznie przedsiębiorstwa nabywał określony inwestor bądź kadra menedżerska prywatyzowanej firmy. Zmiany, wprowadzane przez rządowy program, zakładają oczywiście sankcje (bo i one przewidują ograniczenia czasowe w obrocie udziałami/akcjami), ale nie wydają się skuteczne. Nie ograniczają bowiem możliwości zawierania umów przedwstępnych sprzedaży czy obciążania udziałów/akcji prawami osób trzecich. Również przejście prawa własności udziałów/akcji w drodze egzekucji nie może być limitowane – a zatem też nie podlega tym ograniczeniom.

Nowe założenia, stare problemy

Czy rządowa inicjatywa znacząco zmienia sytuację? Zdefiniowano wprawdzie podmiot – spółkę aktywności obywatelskiej, w której zredukowano wymagany dotychczas parytet uczestnictwa pracowników prywatyzowanego przedsiębiorstwa, umożliwiając obecność w niej stałych kooperantów i jednostek samorządu terytorialnego. Ale nie zlikwidowało to podstawowego problemu: braku aktywności pracowniczo-obywatelskiej.
Koszty i warunki pozyskania gwarancji w Banku Gospodarstwa Krajowego też nie są wyjątkowe – mają charakter komercyjny. Marże i prowizje naliczane będą na zasadach ogólnie przyjętych, a gwarancje i poręczenia dedykowane są wyłącznie dla spółek posiadających zdolność kredytową.
Upływ czasu, w którym zakładów nie modernizowano, a ich pozycja na rynku znacząco podupadła, a także ogólnoświatowy kryzys gospodarczy sprawiają, że zainteresowanie pracowników takimi unormowaniami prawnymi i – idącymi w ślad za nimi – możliwościami, jest i będzie znikome. W prywatyzacyjnej puli nie pozostało zresztą zbyt wiele interesujących przedsiębiorstw, których wielkość pozwalałaby skorzystać ze wspominanych mechanizmów. W formie przedsiębiorstw państwowych pracuje jeszcze ok. 250 firm (w większości organem założycielskim dla nich są wojewodowie). Ponad 1300 spółek powstało w wyniku komercjalizacji – i czeka na dalsze decyzje. Najlepsze firmy z pewnością nie będą przeznaczone do prywatyzacji ścieżką nazwaną „spółką aktywności obywatelskiej”. Nie dziwi więc, że – mimo możliwości gwarancji z BGK – obecnie zainteresowane takim procesem były jedynie dwie spółki…

Dystans samorządowców
Rządowy program przewiduje konieczność wielu zmian w przepisach – m.in. ustaw o: komercjalizacji i prywatyzacji, o poręczeniach i gwarancjach udzielanych przez Skarb Państwa oraz niektóre osoby prawne, projektu ustawy o nadzorze właścicielskim, a także prawa upadłościowego i naprawczego. Wspomina się nawet o ewentualności zwolnienia z podatku dochodowego od osób fizycznych dla pracowników- udziałowców/akcjonariuszy spółek aktywności obywatelskiej. Na szczęście – dość niezobowiązująco, bo przy tak dużym długu publicznym obciążenia podatkowe rosną. I nierealne byłoby spodziewanie się czegoś odwrotnego.
Patrząc choćby na katalog ustaw do zmiany, mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z rządowym opracowaniem, wykorzystującym głęboką analizę stanu prawnego i jego konsekwencji, czyli praktycznych możliwości. Ale..
Przewidywany jest w dokumencie dość szeroki udział sektora samorządowego: to właśnie on ma być jednym z najważniejszych beneficjentów programu i – zarazem – stroną uwiarygodniającą i wspomagającą procesy prywatyzacyjne. Skąd się zatem bierze dystans samorządowców?
Wynika zapewne z wiedzy o prawnych ograniczeniach, zawartych w ustawach o samorządzie terytorialnym, gospodarce komunalnej, samorządzie gminnym, samorządzie województwa, samorządzie powiatowym. Samorządy mają pełną świadomość, że przepisy te mocno krępują prowadzenie przez nie działalności gospodarczej – poprzez bycie udziałowcem/akcjonariuszem jedynie w spółkach sfery użyteczności publicznej. Jedynie w przypadku gmin przepisy prawa przewidują ewentualność angażowania się w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością bądź akcyjną w takim stopniu, w jakim wpłynie to na poważną redukcję bezrobocia czy też wtedy, gdy spółka taka byłaby ważna dla rozwoju gminy. De facto – prawne blokady uniemożliwiają uczestnictwo samorządów w znakomitej większości prywatyzacyjnych projektów i marginalizują udział jednostek samorządu terytorialnego w programie rządowym spółek aktywności obywatelskiej.

Za późno i z mankamentami
Czy ów program – ociężale wprowadzany, o kilkanaście lat spóźniony, obarczony licznymi brakami – wpłynie na aktywizację obywateli? Chyba nie. Wydaje się, że pozostanie raczej odzwierciedleniem potrzeb – a bardziej, w tym przypadku, życzeń i nadziei – finansowych Skarbu Państwa.
Obywatele oczekują po prostu na wiele prostych, choć – jak wskazują lata praktyki – trudnych do wprowadzenia na naszym gruncie rozwiązań: na mniej ograniczeń w aktywności gospodarczej, mniej licencji i zgód, mniej wszelakich kontroli i podejrzliwości ze strony organów państwa, a na więcej – gospodarczej swobody. Chodzi – jak zawsze – o to, by państwo nie przeszkadzało, a zaczęło pomagać – przez brak zbytniej ingerencji ze strony jego organów oraz samych polityków. W tym oczekiwaniu obywatelska cierpliwość wystawiona jest już na wielką próbę.