Energia ma zdrożeć bo… ma zdrożeć. A gdzie argumenty?

Wrócimy do taryfowania?

W ostatnim czasie do Urzędu Regulacji Energetyki wpłynęło kilkadziesiąt wniosków o podwyżkę cen energii elektrycznej od 1 stycznia 2009 r. dla odbiorców indywidualnych oraz biznesowych. Wnioski te, aby mogły wejść w życie, powinny zostać zaakceptowane przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki do 17 grudnia 2008 r.

Dostawcy energii elektrycznej domagają się od początku 2009 r. podwyżek cen energii nawet od 50 do 80%, z kolei dystrybutorzy – od 9% do 25 %, dla indywidualnych odbiorców oraz odbiorców biznesowych, co oznaczałoby wzrost naszych rachunków od 25 do 42%.

Według powyższych przedsiębiorstw, planowany wzrost cen energii elektrycznej spowodowany jest szeregiem czynników, do których należą między innymi wzrastające ceny węgla oraz potrzeba nowych inwestycji. Tłumaczą, iż zostały zmuszone do podniesienia cen ze względu na to, że podnoszą je elektrownie, a z kolei elektrownie podnoszą ceny, ponieważ droższy jest węgiel, a ponadto będą musiały kupować limity CO2 oraz ze względu na zapłatę 17 mld złotych właścicielom nieruchomości żądającym odszkodowań za słupy postawione na ich nieruchomościach. Dlatego też dostawcy wliczają w taryfy te koszty, które wymuszają wytwórcy energii, czyli elektrownie. Ponadto, zgodnie z nową ustawą akcyzową, elektrownie przestaną już płacić akcyzę, i zostaje ona przeniesiona dla dystrybutorów, to jednak nie zamierzają obniżyć ceny o całą kwotę podatku, a o jedynie 10 zł.

Planowany poziom cen w otrzymywanych przez przedsiębiorców ofertach na dostawy energii elektrycznej w od 2009 r. przekracza 230 zł/MWh (cena dla energii z węgla), jednak po doliczeniu do niej zakupu energii z elektrociepłowni oraz energii ze źródeł odnawialnych, będą oni musieli zapłacić ponad 260 zł/MWh. Warto zauważyć, iż cena hurtowa czarnej energii w kontraktach zawieranych w 2008 r. wynosiła średnio 145 zł/MW, czyli o 60% mniej niż po planowanej podwyżce. Niestety planowana podwyżka dla najbardziej energochłonnych branż przemysłowych może mieć tragiczne skutki, ponieważ wysokość ich rachunków może wzrosnąć od 2009 r. nawet od 50% do 60%, co będzie oznaczało dla wielu przedsiębiorstw zwalnianie pracowników, podwyżki cen własnych produktów, a nawet bankructwo. Problem dotyczy zwłaszcza dużych zakładów hutniczych.

W związku z powyższym, Prezes Urzędu Regulacji Energetyki rozważa możliwość powrotu do taryfowania całkowitego cen energii, przede wszystkim ze względu na to, że najwyraźniej rynek energii elektrycznej nie działa prawidłowo, o czym świadczy brak ofert dla dużych odbiorców oraz proponowanie im cen oderwanych od rzeczywistości.

Co na to rząd? Według Ministerstwa Gospodarki podwyżki są konieczne ze względu na potrzeby inwestycyjne – powinny one być rozłożone w czasie. Jednak podwyżka na poziomie 30-40% będzie oznaczać dla ok. 1,5 mln gospodarstw domowych konieczność wsparcia finansowego z budżetu państwa lub budżetów samorządowych. Będzie to dotyczyć głównie rodzin bezrobotnych, wielodzietnych, rodzin rencistów i emerytów. Kto za to zapłaci? Państwo polskie czy koncerny energetyczne?

W obecnej sytuacji to nie światowy kryzys finansowy i problemy banków mogą wpędzić polską gospodarkę w długą i ciężką recesję, ale kolejne drastyczne podwyżki cen energii elektrycznej, ponieważ wiążą się one automatycznie z podniesieniem cen żywności, opłat mieszkaniowych, usług, w tym medycznych i transportowych. Już dziś płacimy za energię elektryczną dwa razy więcej niż Grecy, Brytyjczycy i Francuzi i o 50% więcej niż Szwedzi, a to dopiero początek. Do 2012 r. ceny za energię elektryczną mogą wzrosnąć o 90-100% w porównaniu z rokiem obecnym – czyli do 400-500 zł/MW, a po 2013 r. sytuacja jeszcze drastycznie się zaostrzy – wówczas elektrownie będą zmuszone przepisami unijnymi do zakupu praw do emisji CO2 na wolnym rynku. Jedyna nadzieja, że Prezes Urzędu Regulacji Energetyki powściągnie apetyty i nie zgodzi się na podwyżki rzędu 40%-60%.