Czy Magda M. ma prawo jeść obiad w todze, czyli o absurdach prawnych w polskich serialach

Niezbyt „prawo-mocni” scenarzyści sprawiają, że w polskich filmach i serialach prawnicy ukazywani są często w sposób nierealny, a ich merytoryczna wiedza pozostawia wiele do życzenia. A przecież widz ma PRAWO znać prawdę.

Weźmy taką oto scenę. Magda M. – serialowa pani adwokat – wychodzi w todze z sali rozpraw, przemierza korytarze sądowe (dalej w todze), wchodzi do restauracji sądowej (ciągle w todze), a tam siedzą inni adwokaci (też w togach) i… jedzą. Dołącza do nich ekscentryczna prawniczka (wciąż w todze). Jak to się ma do życia? Nijak, gdyż zgodnie z prawem toga jest strojem urzędowym, podkreślającym uroczysty charakter sytuacji i powagę sądu. To strój, który adwokat czy radca prawny zobowiązany jest używać, z należnym mu szacunkiem, na sali rozpraw. Poza nią toga „parzy” i, co do zasady, każdy prawnik zdejmuje ją zaraz po zakończeniu posiedzenia. Żaden mecenas nie biega w todze po mieście, a tym bardziej nie zasiada w niej do kotleta.

Kłóci się również z codziennością życia mecenasa scena, kiedy wspomniana pani adwokat podaje sekretarce jedną kartkę i mówi: „ten pozew trzeba wysłać do sądu”. Pozew na jedną stronę? Sprzeciw! Samo oznaczenie stron, sądu, wartości przedmiotu sporu, rodzaju pisma itd., czyli czysto formalnych rzeczy, zajmuje właśnie tę jedną stronę… A gdzie uzasadnienie, dowody, załączniki?

Zostańmy przy tym samym serialu. Znany z bliskich kontaktów ze wspomnianą panią adwokat, jej kolega po fachu, tak samo staje na wysokości zadania i stwierdza: „gdyby prawo przewidywało taką możliwość, pozwałbym siebie samego i skazał”. Koń by się uśmiał – pan mecenas rozpoczął „cywilnie”, a skończył „karnie”. Pozywać, zgodnie z polskim prawem, możemy tylko w ramach procedury cywilnej. Zakończeniem procesu cywilnego jest orzeczenie, w którym sąd zasądza powództwo bądź je oddala. A tu nagle wkrada nam się proces karny – bo „skazać” możemy tylko w toku takiego postępowania. Aby takie postępowanie rozpocząć, pan mecenas musiałby „siebie oskarżyć”. Przystojny adwokat myli dwie odrębne dziedziny prawa.

A co słychać w serialu o najlepszym szpitalu w Polsce? Do adwokata po poradę w sprawie rozwodu przychodzi siostra pani doktor Zosi. Na biurku w gabinecie mecenasa beztrosko leżą… akta sądowe sprawy karnej, na co wskazuje czerwony pasek na ich obwolucie. Jak mu się to udało? Pewnie wykradł je z sądu? Z całą stanowczością należy podkreślić, iż taka sytuacja jest praktycznie i teoretycznie niemożliwa! Akt sądowych poza budynek sądu wynosić NIE WOLNO! Sędzia, prezes sądu czy inny pracownik odpowiedzialny za akta, dopuszczając do takiej sytuacji, ryzykuje głową, tj. postępowaniem dyscyplinarnym i w ramach tego ukaraniem (włącznie z wydaleniem ze służby).

Znowu togi… Ale tym razem u prokuratorów. Serial „Kryminalni”, którego akcja rozgrywa się zapewne po 2000 roku (po zmianie nazw sądów i prokuratur), a tu widzimy Prokuraturę Wojewódzką, w której po korytarzach gromadnie snują się prokuratorzy… w togach, co najmniej jak w mundurkach szkolnych. Nie! Jak toga – to tylko w sądzie i tylko na sali rozpraw.

Z paragrafami i artykułami też jest niemały problem. W Kodeksie karnym nie ma bowiem „paragrafu 25”, mówiącego o obronie koniecznej, o której opowiada adwokat doktorowi Burskiemu. Może panu mecenasowi pomyliło się z „Paragrafem 22”? Mówił jednak o obronie koniecznej, więc o artykule 25 Kodeksu karnego (który z kolei dzieli się na paragrafy – dla wyjaśnienia).

„Na prawo patrz” – tak należałoby powiedzieć twórcom seriali, tak często rozmijającym się z prawdą, zwłaszcza, że wiedza prawna wśród Polaków jest raczej niewielka. Bez złudzeń! Nie zwiększą jej „misyjne” seriale, chociaż gdyby tak się stało, wszyscy by na tym skorzystali – może oprócz prawników, którzy straciliby dodatkowe elementy komediowe.